piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 4

Po chwili byliśmy już na obrzeżach miasta gdzie miał odbyć się wyścig. Zewsząd dochodził mnie warkot silników samochodowych. Plac, najwyraźniej będący kiedyś parkingiem, zastawiony był przez  wozy najróżniejszych marek. Obok samochodów stali właściciele aut, a także ich znajomi i mechanicy, którzy przybyli tu z nimi. Jai zaparkował swojego czerwonego Ferrari z boku, zapewne dlatego, że sam nie miał zamiaru startować w wyścigu. Na linii startu ustawiali się już niektórzy zawodnicy, inni natomiast dopiero przybywali. Wzrokiem odnalazłam Luke'a i wraz z Jai'em ruszyliśmy w jego stronę.
-I jednak przyjechaliście? Będziesz miała okazję zobaczyć jak wygrywam. - zaśmiał się.
-Oby tak było. - odwzajemniłam uśmiech. Do Jai'a podszedł jakiś chłopak i zaczęli rozmawiać o samochodach. Wyglądał na niewiele starszego od Brooksa.
-Um, Caroline to jest Daniel Sahyounie, który specjalizuje się w samochodach i sprawia, że wygrywamy niemal każdy wyścig.-wytłumaczył.- Daniel, poznaj Caroline.
-Cześć. - uśmiechnął się.- Mam nadzieję, że Lukey dzisiaj wygra. Będziesz miała co oglądać, bo zebrali się tu najlepsi w Melbourne i nie tylko. Konkurencja jest spora.
-Stary, nie dramatyzuj. Wygram to, zobaczysz. - stwierdził Luke kierując sie w stronę auta. Ja i Jai stanęliśmy kawałek dalej, aby nie przeszkadzać przygotowującym się do startu samochodom. Czekaliśmy na rozpoczęcie wyścigu gdy na placu pojawiły się dwa czarne samochody.
-No nie.-mruknął Jai, a ja spojrzałam na niego pytająco.-Collins i Anders przybyli. To twardzi przeciwnicy i Luke ma przy nich marne szanse na zwycięstwo.
Spojrzałam w ich stronę, obaj wyglądali groźnie, niczym te typowe gangi, o których od czasu do czasu piszą w australijskich gazetach. Co prawda, miałam nadzieje, że ci ludzie nie mają z nimi za wiele wspólnego. Kiedy tylko wysiedli, zaraz podbiegło do nich kilku innych zawodników. Widać, że cieszyli się tu uznaniem, ale i budzili respekt. Przyglądałam się im, nie mogąc uwierzyć co takiego w sobie mają, że ludzie po prostu do nich lgną. Jeden z nich to zauważył, bo spojrzał w moją stronę. Kiedy tylko zrozumiał, że mu się przyglądam, w jego spojrzeniu pojawiła się kpina i tak ogromna pewność siebie, że szybko odwróciłam wzrok.
-O, Anders patrzy w twoją stronę. Niedobrze. To wredny typ. Lepiej trzymać się od niego z daleka.-znienacka odezwał się stojący obok mnie Jai.
-W takim razie po co mnie zabrałeś? Skoro tak tu niebezpiecznie? - spojrzałam na niego wyzywająco.
-Chyba masz rację. Nie powinniśmy tu przyjeżdżać. To nie jest miejsce dla ciebie, wracamy.
-Zaczekaj.-złapałam go za rękę.-Skoro już tutaj jesteśmy, zobaczmy wyścig, okay? - uśmiechnęłam się prosząco.
-No dobra, ale to tylko ten jeden raz.  To był zły pomysł.-mruknął, ale przynajmniej przystał na moją propozycje, a oto przecież chodziło.
Kiedy usłyszałam rozpoczynający wyścig, przyjemny dla uszu warkot samochodów, poczułam przypływ adrenaliny. To wszystko wydawało mi się trochę dziwne. Jai, impreza, wyścigi. To nie był mój świat, to nie byli ludzie jakich do tej pory znałam. Było inaczej, niebezpieczniej, nielegalnie, ale.. podobało mi się to. Jeszcze kilka dni temu nie pomyślałabym, że będę gdzieś na przedmieściach Melbourne z niecierpliwością czekać, aż kilkanaście samochodów ruszy w nielegalnych wyścigach. Ale teraz mocno trzymałam kciuki żeby to Luke wygrał. Kiedy wyścig został rozpoczęty, samochody szybko ruszyły. Pędziły niczym burza . Jai w skrócie przedstawił mi trasę, która biegła okręgiem dookoła Melbourne i swój koniec miała tam gdzie i początek. Nie mogliśmy więc śledzić całego wyścigu. Samochody dostrzegliśmy ponownie kiedy zbliżały sie do mety. Lukey pędził prawie że pierwszy. Miał spore szanse wyprzedzić rywala, który jechał tuż przed nim. ,,Luke, dasz radę! Dalej!"-zaczęliśmy wrzeszczeć wraz z Jaiem, ale hałas był tak ogromny, ze wątpię czy Luke cokolwiek usłyszał. Niestety, ktoś inny był szybszy i zgarnął chłopakowi nagrodę sprzed nosa, wyprzedzając go może o sekundę. Z czarnego, zwycięskiego wozu wysiadł Collins. ,,No tak, można się było tego spodziewać." mruknął tylko Jai i oboje ruszyliśmy w stronę bliźniaka. Ten wysiadł z samochodu i wyciągając z kieszeni papierosa, zapalił go, aby następnie wylać z siebie całą frustracje spowodowaną wyścigiem.
-Kurwa, stary. Nie wiem jak to możliwe. Cholerny Collins, zawsze musi być lepszy. Znowu przegrałem.-niemalże krzyknął.
-Lukey, nie przejmuj się.-uśmiechnęłam się pocieszająco. Ten jednak spojrzał na mnie ze złością, na co jego brat posłał mu karcące spojrzenie.
-Wyluzuj.-rzucił - Mówiłem, że tak będzie, ale już trudno. Co się stało, to się nie odstanie.
-Pff, tylko potem znowu będzie Jai Brooks, świetny kierowca i jego mniej utalentowany braciszek.-prychnął, ale na tyle cicho, że Jai go nie usłyszał, usłyszałam za to ja. Czyli w tym tkwi cały problem. Luke nie może przeboleć, że jest gorszy od Jai'a.
Już mieliśmy się zbierać, kiedy nagle do naszych uszu dotarło wycie syren policyjnych. ,,Cholera, mają nas."- prawie, że krzyknął Jai. Wyścigi były nielegalne, a policja od początku chciała wytropić wszystkich młodocianych przestępców. Myśleliśmy, że się im to nie uda. Stało się inaczej. Wszyscy rzucili się do swoich samochodów i błyskawicznie zaczęli opuszczać miejsce. Ja postanowiłam jechać z Jai'em, Luke pojechał drugim samochodem, sam. Udało się nam zwiać w ostatniej chwili, ale radiowozy już ruszyły w pogoń za nami. Mknęliśmy z prędkością światła, a przynajmniej takie miałam wrażenie.  Bałam się, ze nas złapią, że nie uciekniemy. Nigdy wcześniej nie próbowałam zwiać przed policją i muszę przyznać, że to dobrze, bo to naprawdę stresująca sprawa. Minęliśmy kolejny zakręt, wciąż mając na ogonie gliny. Jai przyspieszył, widziałam, że ręce zaczynały mu się trząść. Bał się. Ja też się bałam. Już mieliśmy wjeżdżać w boczną uliczkę, ostatnią drogę ucieczki, kiedy to właśnie z niej wyjechały dwa radiowozy skutecznie blokując nam drogę. Jai gwałtownie zahamował. ,,Mają nas." rzucił gdzieś w przestrzeń. Oparł łokcie o kierownicę, a sam ukrył twarz w dłoniach. Ujrzałam funkcjonariuszy policji zmierzających w naszą stronę. ,,Ty pójdziesz z nami." powiedział jeden z nich do Jai'a kiedy ten uchylił szybę. ,,Panienkę też prosimy." zwrócił się do mnie. Posłusznie odpięłam pasy, wysiadłam i prowadzona przez policję ruszyłam do radiowozu. Głowę miałam cały czas spuszczoną. Bałam się. Jai szedł obok mnie. Spojrzałam w jego stronę, zauważył to. ,,Przepraszam" powiedział bezgłośnie. ,,To nie twoja wina." odpowiedziałam mu tak samo. Po chwili wsiedliśmy na tyły radiowozów, każdy osobno. Jadąc dwoma różnymi samochodami nie mieliśmy szans chociażby na krótką rozmowę. Traktowano nas niczym przestępców, choć w rzeczywistości byliśmy zwyczajnymi nastolatkami, którzy przyjechali pooglądać wyścigi samochodowe. Może i były nielegalne, ale co z tego? Ludzie robią gorsze rzeczy i są lepiej traktowani. Czułam się podle, jakbym popełniła przestępstwo. Miałam wrażenie, że jedziemy godzinami, choć w rzeczywistości dzieliło nas kilka minut drogi od najbliższego posterunku policji. Kiedy zatrzymaliśmy się przed ponurym budynkiem, cała trzęsłam się ze strachu. Bałam się tego, co miało nastąpić.

HEJ! BARDZO PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ PRZERWĘ W PISANIU. ZNOWU DODAŁAM ROZDZIAŁ NIE TAK JAK CHCIAŁAM, ALE DUŻO PÓŹNIEJ. MAM NADZIEJĘ, ŻE JESZCZE TU JESTEŚCIE I MIMO WSZYSTKO CZYTACIE :)
MYŚLĘ, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ DODAM TAK JAK PLANUJĘ, CZYLI POD KONIEC PRZYSZŁEGO TYGODNIA. WCZEŚNIEJ TO NIESTETY NIEMOŻLIWE.
LICZĘ, ŻE TEN ROZDZIAŁ WAM SIĘ CHOĆ TROCHĘ PODOBAŁ, BO JA JESTEM Z NIEGO ŚREDNIO ZADOWOLONA.
NAJWAŻNIEJSZE OGŁOSZENIE! UKAZAŁ SIĘ ZWIASTUN WYKONANY PRZEZ WSPANIAŁĄ Denifa Pec, KTÓREJ BAAAARDZO DZIĘKUJĘ <3 DZIĘKUJĘ WAM DZIEWCZYNY (wiecie, że mówię o Was, tak? :D ), BO TO WY WŁOŻYŁYŚCIE NAJWIĘCEJ PRACY W TEN ZWIASTUN. DZIĘKI! <3 A OTO I ZWIASTUN:


PODOBA SIĘ?
P.S. MIŁO MI BĘDZIE JEŚLI SKOMENTUJESZ, DZIĘKI TEMU WIEM, ŻE KTOŚ TO CZYTA, A DAJE MI TO OGROMNEGO KOPA MOTYWACJI :)

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 3

Następny dzień już z samego rana dobił mnie faktem, że w szkole znowu będę czuć się jak ,,nowa". Teraz, kiedy Jenna wyjechała na te swoje warsztaty fotograficzne, jedynymi osobami jakie znałam w szkole było kilka ludzi poznanych pierwszego dnia. W tym między innymi właśnie Jai, na którego wpadłam już wchodząc do szkoły. ,,Cześć!" przywitałam się, obdarzając Brooks'a szerokim uśmiechem. Chłopak jednak spojrzał na mnie zdziwiony. Miałam wrażenie, jakby mnie nie znał. No tak, może zapomniał. Zrobiło mi się głupio, ale nie miałam nawet szansy wybrnąć z tej dziwnej sytuacji, bo w tym momencie rozległ się dzwonek. Poszłam w stronę klasy, gdzie teraz miałam mieć fizykę. Usiadłam w ostatniej ławce, pozostali dopiero się zbierali. W tym momencie przy wejściu ujrzałam czuprynę Brooks'a. Zapomniałam, że fizyka jest lekcją, na której bywa i Jai, który na mój widok uśmiechnął się szeroko i zaczął mi machać. Po chwili dosiadł się do mnie.
-Cześć!-powiedział, rzucając się na krzesło tuż obok mnie.
-Hej?-odpowiedziałam pytaniem, bo doprawdy było dla mnie dziwne, najpierw mierzyć człowieka jakby się go nie znało, a potem jakgdyby nigdy nic się witać. I do tego jeszcze w odstępie pięciu minut.
Brooks natomiast spojrzał na mnie ze zdziwieniem pytając o co mi chodzi. Wyjaśniłam mu skąd moje zdziwienie. Chłopak jednak, zamiast się tłumaczyć, zaczął sie śmiać.
-Caroline, chyba już wiem co się stało. Wcześniej nie spotkałaś mnie, tylko Luke'a, mojego brata. I to do tego bliźniaka. Zazwyczaj ludzie nas odróżniają, ale ty znasz mnie dopiero kilka dni, więc nic w tym dziwnego. W rzeczywistości Luke jest, hm, zdecydowanie gorszy ode mnie o czym się przekonasz dziś, bo muszę wreszcie was ze sobą poznać. Sam się uśmieje słysząc tę historie.
-Spodziewałam się, wszystkiego, ale nie tego, że masz brata bliźniaka, to dość dziwne wytłumaczenie.-zaśmiałam się, choć tak naprawdę wiedziałam o Brooks'ie bardzo dużo.
Niestety, nasza rozmowa została przerwana przez rozpoczynającą się lekcje.
Pozostałych Brooks'ów ,,poznałam" w czasie przerwy na lunch. Luke z wyglądu był dla mnie identyczny jak jego brat i ciężko było mi ich odróżnić. Beau z kolei już od początku spoglądał na mnie podejrzliwie co natchnęło mnie obawą, że być może chłopak pamięta kim naprawdę jestem. Na szczęście ja i rodzeństwo szybko nawiązaliśmy dialog, a tym samym zapomniałam o mojej chwilowej obawie. Kiedy chwile potem zmierzaliśmy korytarzem miedzy nami toczyła sie przyjemna konwersacja.
-Czyli mówisz, że mieszkałaś w Madrycie? Byliśmy tam raz, co nie chłopaki?-rzucił Jai, a pozostali mu przytaknęli.
-Spędziliśmy tam cudowne dwa tygodnie wakacji i zdecydowanie były to najlepsze wakacje w naszym życiu.- dodał Beau.
-Ty tak mówisz o każdych wakacjach, byle tylko było dużo alkoholu i dziewczyn i to dla ciebie już są wakacje marzeń. - zaśmiał się Jai, a my mu zawtórowaliśmy.
-Śmiejcie się, pewnie. Zobaczymy co będzie dziś wieczorem.
-A co jest? - spytał Luke, widocznie nie do końca zorientowany w temacie.
-No jak to co? Impreezaa! - prawie równocześnie krzyknęli Jai i Beau.-Caroline, wpadniesz? Będzie super, mnóstwo ludzi przychodzi, fajnie jak i ty byś się pojawiła.
-Pewnie, to propozycja nie do odrzucenia.-Lukey puścił mi oko. Właściwie nie miałam pomysłów na dzisiejszy wieczór, a taka impreza pomoże mi sie zaklimatyzować.
-Jasne.-zgodziłam sie.- Robicie imprezę u siebie w domu?
-Tia, ale ty chyba nigdy tam nie byłaś, więc nie masz pojęcia jak tam trafić. Spokojnie, zabiorę cię spod domu o umówionej godzinie.-wyszczerzył zęby w śnieżnobiałym uśmiechu.
Luke i Beau już zaczęli sie znacząco szturchać. Ku ich zdziwieniu, zgodziłam się.
Zaraz po powrocie do domu, rzuciłam się do szafy. Nie miałam pojęcia co założę na imprezę, która miała być już za kilka godzin. Po długich poszukiwaniach postanowiłam założyć prostą, czarną sukienkę oraz nowe szpilki. I do tego mała kopertówka. Włosy rozpuściłam, a oczy pociągnęłam czarną kredką. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam dobrze, ale kiedy rzuciłam okiem na zegar, okazało się, że nie mam już za wiele czasu. Jai powinien być za kilka minut. Szybko zbiegłam na dół.
-Mamo, wychodzę.-zwróciłam sie do rodzicielki.
-Gdzie? - zapytała, podnosząc wzrok. Na jej twarzy malowalo sie zmęczenie, a może smutek.
-Na imprezę do znajomych. Wiesz, jestem tu nowa i chcialabym poznać innych ludzi, a ta impreza to idealna okazja ku temu.
-Jak chcesz, miłej zabawy. Tylko pamiętaj, że masz się trzymać z dala od alkoholu i narkotyków. Ja dobrze wiem co się na tych imprezach dzieje, więc uważaj na siebie.
,,Czego ona się naczytała?" pomyślałam. Wcześniej tak nie było i mama bez problemu wszędzie mnie puszczała. Z zewnątrz dobiegł do moich uszu klakson samochodu, co znaczyło, że Jai juz przyjechał. Rzuciłam więc jeszcze tylko szybkie ,,Dobrze, mamo." i poszłam.
Przed moim domem stał piękny, czarny samochód, na widok którego z moich ust wydobyło sie głośne ,,Łaaaał". Jak byłam dzieckiem kochałam samochody i umiałam rozpoznawać ich marki bez mrugnięcia okiem. Moj zachwyt sprawił, że i na twarzy Jai'a pojawił sie uśmiech. Wysiadł z samochodu i podszedł do mnie .
- Ładnie wyglądasz.-przywitał sie. Ja natomiast obeszłam samochód dookoła, przyglądając się mu z bliska.-Widzę, że podoba ci się mój samochód.
-Tak, jest... jest świetny!-zachwycałam się.
-I zaraz będziesz miała okazję się nim przejechać.
Rzeczywiście, jazda tym cudem była jeszcze lepsza niż oglądanie go. W czasie kilkuminutowej podróży dowiedziałam się, że na imprezie będzie mnóstwo ludzi ze szkoły, ale też znajomi Brooks'ów. Kiedy dotarliśmy na miejsce, powitała nas głośna muzyka. Dom braci Brooks był ogromny i miał basen.
-A wasi rodzice nie mają nic przeciwko temu, że urządzacie sobie pod ich dachem ogromne party?-zwróciłam sie do Jai'a kiedy wysiedliśmy
-Nie, mama wie, ze jesteśmy młodzi i musimy sie bawić. Wczoraj pojechala do siostry i powiedziała, że możemy zrobić małą imprezę. Byle dom stał w tym miejscu kiedy wróci.-zaśmiał się.
-A tata? On też wam pozwolil?
-On nie ma tu nic do gadania.-warknął agresywnie Jai. Przestraszyłam się. Do tej pory wydawał być sie spokojny i dopiero temat ojca go zdenerwował.  Szybko jednak sie uspokoił. - Przepraszam, chodźmy już.-powiedział otwierając przede mną drzwi domu. W środku zabawa toczyła się w najlepsze. Mnóstwo osób było pijanych, kilka leżało na podłodze. No tak, alkohol, alkohol, alkohol. Czego innego mogłam sie spodziewać. Po chwili podszedł do nas Luke. W ustach trzymał papierosa, ale najwidoczniej ta impreza go nie kręciła.
-Jai, ja spadam stąd. Pobawię się gdzie indziej, daj kluczyki.-rzucił do Jai'a.
-Spoko, tylko nie rozwal mi samochodu jak ostatnio.-zaśmiał się podając mu kluczyki.
Kiedy spojrzałam na Jai'a, ten wyjaśnił mi o co chodzi.
-Lukey nie lubi imprez, woli wyścigi samochodowe. Dlatego zazwyczaj czym prędzej zbiera ekipę i w czasie imprez organizują wyścigi na obrzeżach miasta. Ja jeżdżę lepiej, on dopiero się uczy, ale ostatnio coraz częściej wygrywa.-uśmiechnął się.
-Wyścigi samochodowe? To legalne?-zapytałam.
-Legalne czy nielegalne, co za różnica. Policja i tak nie jest w stanie nas złapać, bo jeździmy szybko i wiemy jak zwiać glinom. A z resztą, sama zobaczysz. Jedziemy na wyścig.-zaśmiał się. Myślałam, ze żartuje, ale okazało sie, że chłopak mówi prawdę i już po chwili siedzieliśmy w czarnym bmw pędząc 180 kilometrów na godzinę.

Przepraszam za wszystkie błędy. Rozdział wyszedł niestety kiepsko, ale ostatnio nie mam weny :( Dziękuję za wszystkie komentarze, mam nadzieję, że rozdział choć trochę będzie się podobał. 

OGŁOSZENIE  Zmieniłam twittera. Wcześniej byliście informowani z tego stworzonego na potrzeby fanfiction. Teraz wszystkie informacje na temat Minute to Midday będą pojawiać się tu: @agnieszkaa_99
Ci którzy byli informowani, będą informowani w dalszym ciągu. Jeżeli chcesz dołączyć do informowanych, zajrzyj do zakładki ,,Informowani". :)

NOWY TWITTER @agnieszkaa_99